Daily Archives: 17 grudnia 2014

Życie pod sankcją

Zwykły wpis

Nie lubię zajmować się polityką. Znacznie bardziej interesują mnie sprawy społeczne. Po prostu ludzkie. Ze spraw politycznych będzie więc tylko zaznaczenie, że świat zadał embargo na wojujące mocarstwo i wszyscy się cieszą ze spadku tamtejszej waluty i załamania gospodarczego, bo daje to widok na rychłe poskromienie brytana.

Teraz będzie li tylko o sprawach ludzkich.

Zbyt boleśnie pamiętam czasy, kiedy to na nasz kraj, znajdujący się wówczas w bloku krajów „sympatyzujących” z obecnym mocarstwem, nałożono sankcje, i jak ciężko i beznadziejnie żyło się zwykłym ludziom. Był to dramat ukradzionej teraźniejszości każdego człowieka! Jakaś tragiczna pętla, która zawęziła horyzont i wszystko było małe, pozbawione kolorów, ciasne i beznadziejne.

Dlatego pochylam się z wielkim zrozumieniem i boleścią nad mieszkańcami mocarstwa. Tymi, którzy stoją po stronie brytana i pozostałymi; mniemam, że tych ostatnich jest zdecydowanie więcej. Z historii znane są fakty, że mocarze mocarstwa, które mam na myśli, skłonni byli zadać swojemu ludowi śmierć głodową – dla polityki. Tym bardziej pochylam się nad dzisiejszymi mieszkańcami mocarstwa. I boleję nad ich biedą. Nad ich beznadzieją i zrodzonymi z niej lękami. Lękami o byt; o dziś i jutro. Nad niepewnością chwili. Czuję niemal, jak zaciska się wokół ich horyzontu ta tragiczna pętla wyalienowania z beztroskiego życia.

Warto pomyśleć ciepło o ludziach zamieszkujących mocarstwo. O każdym jednym człowieku. Tam wciąż całym pokoleniom odbierano nadzieję, tę dużą i te wszystkie maleńkie. A naród to przecież bardziej od naszego melancholijny. Naród otwarty, prostoduszny i bezpośredni w kontaktach. Naród, który łączy w sobie mesjanizm chrześcijaństwa z mistycyzmem wschodnich religii. Naród wrażliwy. A nawet, gdyby taki nie był, to co? To i tak należałoby uzmysłowić sobie, jak ciężko musi się żyć człowiekowi w kraju, na który nałożono sankcje.

Miejsce złe

Zwykły wpis

Jechałam autobusem.  Siedziałam na pierwszym siedzeniu.  Obok mnie – Duża Mała Dziewczynka. Podróż dobiegała końca, autobus musiał pokonać jeszcze tylko trzy ulice, byśmy dotarły do przystanku, na którym wysiadamy. Podczas podróżowania zawsze z wielkim zadziwieniem oglądam świat, który pojazd pruje na dwie części. Ponieważ dom był na wyciągnięcie ręki, na pierwszy plan w moich myślach wyszła sprawa obiadu ale i tak nie traciłam nic z rozpościerających się widoków. Uwielbiam tę trasę tam i z powrotem i choć pokonałam ją setki razy to moje oczy wciąż są nienasycone. Nagle zobaczyłam niecodzienną scenę. Na przystanku autobusowym stało kilka osób, w tym młode małżeństwo z dzieckiem. W pewnym momencie zachowanie mężczyzny w stosunku do żony stało się niepokojące. Zauważyłam agresję. Kobieta pociągnęła dziecko za rączkę i schowała się za plecami pozostałych oczekujących pasażerów. Oddalała się od niezbyt licznej grupy. Za nią podążał mężczyzna i nagle doskoczył do niej i zaczął ją okładać rękami po głowie. Jak bokser na ringu – obiema rękami po jej jednej głowie.

To wszystko działo się w mgnieniu oka. Rejestrowałam obraz i zdarzenie z prędkością poruszającego się po mieście autobusu. Nie mogłam uwierzyć w to, co zobaczyłam, więc zapytałam Dużą Małą Dziewczynkę, czy również to widziała. Potwierdziła moje spostrzeżenie.

Sparaliżowało mnie. Autobus już był na naszym przystanku. Wychodząc sięgnęłam do kieszeni po telefon. Wybrałam numer policji. Cały czas byłam w ruchu – szłyśmy w kierunku domu. Chyba wieczność minęła nim dyżurny się zgłosił. Na pewno przeszłyśmy spory kawałek.

– Jechałam autobusem. Na przystanku autobusowym przy tym sklepie stało młode małżeństwo z maleńkim dzieckiem. Takim maleńkim – pokazałam ręką odległość od ziemi do końca domniemanego dziecka, jakby policjant w telefonie miał widzieć  – takim zaledwie stojącym na własnych nóżkach. Mężczyzna strasznie bił kobietę po głowie. Równie dobrze zaraz może zacząć bić dziecko. Nie wiem czy zdążycie dojechać, czy oni jeszcze będą na tym przystanku ale moje sumienie nie pozwoliło mi zareagować inaczej. – Coś strasznego dławiło moje słowa, myślałam, że zacznę płakać na głos; wyć.

Długo się nie mogłam uspokoić. Uświadomiłam sobie, że po raz pierwszy w życiu na własne oczy widziałam taką brutalność.

Nie mogłam odpędzić myśli.

Po wielu godzinach przyszła mi do głowy refleksja: dlaczego kierowca autobusu się nie zatrzymał? Albo, dlaczego ja nie krzyczałam, żeby się zatrzymał? Czy tamte osoby stojące na przystanku zareagowały?  Gdyby cały autobus zareagował odpowiednio, może by się drań przed następnym uderzeniem, w inny dzień, zastanowił? Bał?  Dlaczego w człowieku nie ma natychmiastowej reakcji na zło? Dlaczego najpierwszą moją reakcją było zamurowanie, bezradność z pozycji siedzenia w autobusie wśród obcych ludzi, niemożność  podjęcia działania? Dlaczego nie mamy w sobie odruchu na natychmiastowy krzyk? Na alarm, by przeciwstawić się złu i brutalności? Dlaczego reakcja przychodzi z opóźnieniem, a najczęściej wcale? Dlaczego ludziom tak trudno jest wstawić się za pokrzywdzonym i odwracają się plecami, albo – jak w tym przypadku – nie odwracają się we właściwą stronę?

– Chciałabym, żeby w ludziach był sprzeciw. Kategoryczny i jednomyślny sprzeciw nastawiony na  panoszące się zło.

– Dziewczyno! Gdyby tak było jak mówisz, to by to nie było życie tu i teraz. To by było niebo! – powiedział Mężczyzna, Który Kiedyś Był Chłopcem.