Tag Archives: cadyk Halberstam

Bobowa – cz. III

Zwykły wpis

Już pod szczytem osiąga się spokój. Wiatr wieje łagodnie unosząc myśli, w których rozgościł się ból. Im dłużej chodziło się po miasteczku z ulicy na ulicę, im bardziej zagłębiało się w jego architekturę i szczegóły, tym głośniej huczały fale niepokoju. W Bobowej stoją nietknięte domy, które chyba wciąż oczekują na powrót właścicieli. Jeszcze wiszą szyldy rzemieślników, jak na domu zbudowanym przez Jakuba Schneidera Goldschmidta – właściciela pracowni obuwia. Przez okna wyglądają lampy naftowe w pozie oczekiwania na domowników i na koniec dnia. Jakby życie się nie skończyło, a co dopiero dzień? W dachach tkwią klapy zamykające kuczki wykorzystywane w Święto Namiotów. To właśnie w takie Święto rozpętał się pożar, który strawił miasto w przedostatnim dziesięcioleciu XIX w. Ogrody zarosły trawami, a ule opustoszały. Tak samo zarośnięty trawami i kłującymi krzewami jest bobowski kirkut na szczycie góry, na którą się właśnie wspinam. Pomimo zamknięcia zostaję wpuszczona do środka. Towarzyszy mi Mężczyzna, Który Kiedyś Był Chłopcem. Właściwie to on dostaje zaproszenie do milczącego świata błogostanu i spokoju. Słońce schyliło się nisko i zaraz pacnie na łąkę na przeciwległym wniesieniu. Na razie kładzie się refleksami drgających na wietrze liści na plecach macew, których są niezliczone ilości. Lwy z koroną i korony na macewach są jedyną informacją, którą umiem odczytać. Więcej mi nie potrzeba. Jest ochel cadyka Halberstama, do którego do dziś pielgrzymują pobożni Żydzi z całego świata i są zbiorowe mogiły z pomnikami ofiar Holocaustu. Niektórzy zostali rozstrzelani właśnie w tym miejscu; nieobecność innych w wojnę, podczas gdy śmierć przyszła dopiąć im motylich skrzydeł, zaakcentowana jest tablicami spisanymi w jidysz. Pozostałe macewy są zwykłymi pomnikami postawionymi tym, co odeszli do Boga. Musieli odejść w wielkim przymierzu, bo znów obiektyw aparatu robi flarę i na zdjęciu powstaje tęcza… Czas kruszy macewy i kładzie je na ziemi. Porastają darnią. Ktoś wykosił trawę wokół ochela i na szczycie wzniesienia. Widać więc macewy ustawione w niejednym szeregu, po których wciąż ślizgają się refleksy światła kołysane wiatrem. Macewy stoją, jakby i one wraz z ludźmi, którzy odeszli do Olam Haba stały przed Sądem Najwyższego. Wiele macew schowało się w wysokich trawach. Dojścia do nich strzegą kolczaste krzewy dzikiej róży i głogu i to dużo skuteczniej niż zamknięcia przy bramach. Siadam na trawie, która pachnie i sianem, i kwitnącą łąką. Zastanawiam się, jaką modlitwę odmówić, by nie urazi pamięci tych, co odeszli, własną modlitwą. Zastygam więc w niemyśleniu i niemodleniu i trwam tak przez czas jakiś. W dole, połyskującą wstążką wije się Biała. Ależ i ona dostosowała się do panującego właśnie nastroju! Ościenna wieś przykleiła się do krajobrazu i trochę psuje panoramę nowoczesnością. Ale oczy mogą spocząć przecież na widnokręgu, który w górach jest zawsze blisko. Oddalają się więc na odległość doliny pomiędzy wzniesieniami Beskidu Niskiego, albo też Pogórza Ciężkowickiego i też udają się w stan niepatrzenia. I nagle uświadamiam sobie – za całą ludzkość, która pewnie w tym momencie o tym nie myśli – bezsens gonitwy za doczesnością. Z Mężczyzną, Który Kiedy Był Chłopcem dzielimy się przemyśleniami na temat wymiaru życia.

Odchodząc, mówię Starszym Braciom w wierze: Szalom. Do zobaczenia u Dobrego Boga.

 

Kolejny spacer po Bobowej – opowieść obrazem.

Bobowa – cz. II

Zwykły wpis

Przyjęło się mówić, że społeczność żydowska pojawiła się w Bobowej dopiero w 1732 r. za sprawą jednego z właścicieli miasteczka – Michała Jaworskiego, który sprowadził Żydów, by dźwignąć podupadający handel. Przybysze szybo się zadomowili tworząc gminę i wnet pobudowali synagogę. W kolejnym wieku w Bobowej osiedlił się wnuk sądeckiego cadyka  Chaima Halberstama – Salomom ben Natan Halberstam, który wraz z powołaniem w Bobowej szkoły talmudycznej głęboko zakotwiczył tam chasydyzm.

Pierwsza synagoga, która powstała w Bobowej była drewniana, więc wraz z całym miastem spłonęła podczas pożaru w 1889 r. Według opinii nieżydowskich mieszkańców miasta pożar niejako miał wybuchnąć od świecy zapalonej na jednym z poddaszy podczas żydowskiego Święta Namiotów. Tuż po pożarze gmina żydowska podjęła decyzję o natychmiastowej odbudowie synagogi i tak powstała murowana budowla, którą dziś można podziwiać. Synagoga zbudowana jest na planie zbliżonym do kwadratu – to główna sala modlitw; do synagogi przylega przybudówka drewniana z galerią dla kobiet, zwaną oczywiście babińcem. Ulica prowadząca od bobowskiego rynku do synagogi nagle zaczyna ostro schodzić w dół, gdyż miasto położone jest na zboczu góry, przeciętym dodatkowo głęboką doliną Białej (ale to od strony zachodniej, zaś synagoga, jak każda taka budowla na świecie zorientowana jest na wschód, na Jerozolimę). Dlatego na dziedziniec przed synagogą należy zejść po schodkach i dalej w budynku, idąc do głównej sali modlitw, również się schodzi. W przedsionku, który znajduje się pod babińcem usytuowane są tablice pamiątkowe i portrety bobowskich rabinów z dynastii Halberstama: Ben Ziona Halberstama (1874 – 1941), Shlomo Halberstama (1907 – 2000) oraz Naftule Zwi Halberstama (1931 – 2005). Rebe Ben Ziona zginął z rąk hitlerowców we Lwowie.

Już od samego wejścia do wnętrza synagogi oczy przyciąga przepiękny portal zdobiący Aron ha-kodeszAron ha-kodesz to szafa ołtarzowa służąca do przechowywania zwojów Tory. Szafa zasłonięta jest bogato zdobioną aksamitną kotarą zwaną parochet, której zadaniem jest oddzielenie części sacrum od profanum. Do Aron ha-kodesz prowadzą schodki, gdyż szafa znajduje się nad ziemią, pewnie by była lepiej widoczna i mało dostępna. Więc wokół znajduje się ten przepiękny portal zdobny w ornamenty roślinne i zwierzęce o bardzo bogatej kolorystyce i jest to centralne i najważniejsze miejsce w synagodze zorientowane na ścianie wschodniej. W samym środku sali modlitw znajduje się bima – podwyższenie z balustradą, wewnątrz którego jest stół również nakryty haftowanym aksamitem, a na nim stawia się zwoje Tory podczas czytania. Z bimy również przemawia się, stamtąd kantor prowadzi modły. (Synagoga w Bobowej jest miejscem kultu religijnego Starszych Braci w wierze, okazjonalnym wprawdzie, bo przecież ocalali z zagłady bobowscy Żydzi po II wojnie światowej „zbudowali” swój sztetl na nowojorskim Brooklynie, ale młodzież i dorośli wyznania mojżeszowego z całego świata przyjeżdżają do Bobowej regularnie w rocznicę śmierci cadyka Halberstama). Prócz tego synagoga służy jako obiekt muzealny i jest udostępniana turystom.

W bobowskiej synagodze znajduje się bogata wystawa judaiców, czyli pamiątek ocalałych po społeczności żydowskiej. Dodatkowo na okoliczność „Dni Bobowej z kulturą żydowską” postawiono wystawę fotograficzną ze zdjęciami upamiętniającymi przynależność gminy żydowskiej i wszystkich jej członków do historii miasta. Wystawa judaiców zawiera m.in. zastawiony stół szabasowy z figurami zasiadających do szabasu ludźmi. Chałki na stole nakryte są serwetką, której historia jest bolesna jak bolesne są dzieje europejskich Żydów. Podczas wyszywania tej serwetki w pierwszych latach II wojny światowej do mieszkania hafciarki z Bobowej wpadło gestapo i aresztowało domowników. I tak serwetka nie została ukończona, dzieło utkwiło w miejscu razem z tragiczną historią i jest naocznym świadkiem okrucieństwa Holocaustu.

Na co dzień pieczę nad synagogą sprawuje Pan Jan Podosek, fryzjer mieszkający w bezpośrednim sąsiedztwie, który jak mało kto potrafi opowiedzieć dzieje bobowskiej synagogi i historię tego nadbiałczańskiego sztetlu. A jest co opowiadać. W czasie wojny Niemcy doszczętnie zniszczyli wystrój synagogi, wybielili ściany niszcząc tym samym bogatą polichromię i zamienili bożnicę na… stajnię dla koni. Po wojnie we wnętrzach synagogi znajdowały się warsztaty tkackie miejscowej szkoły hafciarek. Do dzisiaj część pomieszczeń wykorzystywana jest na warsztat koronkarski.

Kiedy się jest w takim miejscu jak synagoga w Bobowej musi się podjąć trud i wysiłek zrozumienia bolesnych ran zadanych przez historię. Historię, którą tworzą przecież ludzie, bo nie mówimy tu o klęsce żywiołowej żywiołowej Białej, a o zagładzie narodu. O zatraceniu wielowiekowej tradycji. O tym i o tych, co nigdy nie wrócą… O pokoleniach rodu Judy, z których nieliczni ocalali nie chcieli już wracać na nasze ziemie. Zaś tym, którzy wrócili, daliśmy wilczy bilet, pozbywając się ich prawie na zawsze z naszego życia społecznego, kulturalnego, gospodarczego, które tym samym straciło cały koloryt swej wielonarodowej i wielokulturowej warstwowości.

 

Zapraszam do obejrzenia galerii zdjęć.

 

 

Bobowa

Zwykły wpis

Nad rzeką Białą, która w tych dnia płynie leniwym nurtem, leży Bobowa – małe miasteczko usytuowane u styku Beskidu Niskiego i Pogórza Ciężkowickiego (mówią, że na Pogórzu Rożnowskim) na wschodzie Małopolski. Przed miastem Biała tworzy malowniczy mini przełom, dokładnie to widać z kirkutu, bo ten z kolei położony jest na szczycie góry i rozlewa się zgarbionymi starymi macewami ze stoku w kierunku Białej. Biała toczy swe wody wprost spod Lackowej (najwyższy szczyt Beskidu Niskiego). W mieście, niegdyś wielokulturowym, dziś już tylko echem brzmią wydarzenia historyczne. Choć ma się wrażenie, że czas się w Bobowej zatrzymał, bo miasta nie dosięgła wszem nam panująca rewitalizacja, to jednak są to już tylko echa i ślady kultury materialnej oraz spuścizna duchowa. Bobowa cierpi na brak ludzi, którzy od I połowy XVIII w. do II wojny światowej nadawali koloryt temu galicyjskiemu miasteczku. I choć w synagodze odbywają się żydowskie nabożeństwa i ceremonie, to po wojnie już żaden Żyd do Bobowej nie wrócił. Więc w dzisiejszym świecie Bobowa słynie z pamięci o Żydach i rodzie wielkiego cadyka Halberstama (potomku sądeckiego cadyka o tym samym nazwisku) i z rękodzielnictwa ludowego – koronek klockowych. Od bobowskiego rynku na dwie różne strony strony świata naprzeciwległe uliczki prowadzą do dwóch kościołów katolickich; oba są gotyckimi zabytkami. Zaś trzecia uliczka, prostopadła do dwóch wcześniejszych prowadzi do synagogi. Po zniszczeniach wojennych, dopiero w ostatnim dziesięcioleciu doczekała się bobowska synagoga częściowego powrotu do dawnej świetności. I przy synagodze, i przy kościołach widać pozostałości po murach miejskich i piętrzą się naturalne wały – szczególnie przy kościołach, które sterczą na skarpie nad Białą.

Tak więc są co najmniej dwa powody, dla których należy Bobową nawiedzić: współczesność z tradycją wytwarzania koronki klockowej, oraz przeszłość nakreślona kulturą chasydzką. Jeśli się do tego trafi na „Dni Bobowej z kulturą żydowską – Szalom” (w czerwcu), albo na Międzynarodowy Festiwal Koronki Klockowej (w październiku), to można się zwyczajnie pięknem wszelkich zwyczajów Bobowej zachłysnąć.

Obrazek

Widok na Bobową z ulicy Wichrowej.

C.d.n.