Tag Archives: Łemkowszczyzna

Zyndranowa – Muzeum Kultury Łemkowskiej

Zwykły wpis

O Teodorze Goczu z Zyndranowej dowiedział się Mężczyzna, Który Kiedyś Był Chłopcem, z Internetu. Myśl, by pojechać na miejsce i zobaczyć czego dokonał w swojej rodzinnej miejscowości dojrzewała w nas przez kilka miesięcy. Nie! Było inaczej. Byliśmy gotowi pojechać od razu, ale właśnie co zakończyliśmy ubegłoroczny sezon wycieczkowy i oddaliśmy się zimowemu otępieniu.

Dziś podjęłam postanowienie, że zwłaszcza iż dzień ponury z aury, nie możemy poddać się tej ponurości. Najlepiej zwalczyć ją nawiedzeniem Zyndranowej.

O Teodorze Goczu najprościej można powiedzieć, że był łemkowskim Kumłykiem.

(Po kliknięciu zdjęcia można się tam znależć od razu i zobaczyć ją moim obiektywem).

Muzeum Kultury Łemkowskiej w Zyndranowej

Muzeum Kultury Łemkowskiej w Zyndranowej

Cmentarze łemkowskie

Zwykły wpis

Tego roku i w latach minionych podczas naszych podróży nawiedziliśmy niezliczone ilości cmentarzy. Ziemia Sądecka, całe Beskidy usłane są cmentarzami, które gasną, jak gaśnie pamięć o niegdysiejszej wielobarwności i wielokulturowości tej części Małopolski. Cmentarze łemkowskie targane są samotnością i pustką. Zaledwie wiatr po nich hula, przez krótką chwilę się po nich słońce przetoczy, czasem zgrzytnie łamiący się metalowy krzyż i potem już żadnego innego odgłosu nie wyda spadając ciężko na murawę gęstą i miękką. Wokół niektórych z nich zostały jeszcze niewysokie murki ułożone z kamieni, ale te porastają kępy roślinności z każdą dziesiątką lat zaciągając na nich coraz to większy dywan murawy. Dopóki jest fragment przynajmniej takiego muru, dopóki figurki Chrystusa upadłego z krzyża podpierają się o kamienne pomniki, dopóki czas nie powali tych przepięknych przykładów sztuki kamieniarskiej – kamiennych pomników i krzyży i stoją jeszcze, choć już nisko pochylone nad ziemią, dopóty każdy wędrowiec wypatrzy je w perspektywie krajobrazu. Inaczej rzecz ma się z cmantarzami takimi jak w Łabowej. Tam las zarastający cmentarz otoczył go gęstym kordonem drzew zasłaniając przed okiem ludzkim nieliczne pomniki, które oparły się czasowi. Może ten proces jest kojącym plastrem na bolesne i głębokie rany, ale na pewno trzeba go ocalić od zapomnienia. W Królowej Górnej, która była przecież Królową Ruską (w odróżnieniu od Królowej Polskiej) o cmentarzu łemkowskim przypominają garby na pagórku. Gdyby nie kilka pochylonych kamiennych krzyży nikt obcy nie zorientowałby się, że to cmentarz.

Jest w tym jednak jakiś nieodparty urok. Gasnące cmentarze uczą pokory i godzenia się z przemijaniem. Są niemymi opowieściami o tym jak bardzo nietrwałe jest wszystko tutaj na ziemi. Ludzie mieszkali przez całe stulecia, czyniąc sobie – jakże trudną ziemię – poddaną, i nagle, za przyczyną jednej decyzji politycznej, zniknęła cała nacja. Są cmentarze w Beskidzie Niskim, gdzie tzw. ziomkostwo pozostające wciąż na przesiedlonych terenach, postawiło zbiorowe pomniki z rozrywającymi serce epitafiami a nawet z wypisanymi nazwiskami wszystkich rodzin pochowanych na cmentarzach. Ale to nowe tak bardzo nie pasuje do starego! Swoją nowomodą na gładki granit najzwyczajniej razi postawione w pobliżu starych kamiennych krzyży.

Beskidzkie cmentarze łemkowskie z wyludnionych wiosek charakteryzują się również tym, że nie poprzecinała ich sieć betonowych alejek. Całe trwają ukwiecone polnymi kwiatami i ziołami. Zatopione w trawach po kolana, wyglądają bajkowo. Do niektórych przyklejone są cmentarze z I wojny światowej i wspólnie zakotwiczone w przeszłości tkwią w teraźniejszości. Najmniej szczęśliwym rozwiązaniem dla cmentarzy i byłych cerkwi jest, gdy obrządek łaciński przejął w użytkowanie i jedno, i drugie. Tak stało się w miejscowościach, które dawniej zamieszkiwane były w całości przez Łemków, a po 1946 roku zasiedlone zostały przez Polaków. Nowoczesne bohomazy „sztuki kamieniarskiej” z lastriko lub granitu są jak strachy na wróble dla dusz, które chciałyby zajrzeć w miejsce spoczynku ich ciała. Jest sporo miejscowoci, jak choćby Bielanka k/Gorlic, w których wierni trzech obrządków chrześcijańskich żyli obok siebie i spoczywają na jednym cmentarzu. Nawet dziś, skoro wrócili wypędzeni, dzielą jedną świątynię i nie mają wydzielonych specjalnych sektorów na wieczny spoczynek dla katolików, grekokatolików, czy prawosławnych. Do Łosia wrócili Łemkowie, bo na cmentarzu są nowe nagrobki z krzyżem z trzema belkami i z tablicami pisanymi cyrylicą. W Kotaniu przy cerkwi zrobino swoiste lapidarium z kamiennych krzyży nagrobnych. Pięknie je odnowiono i ustawiono dookoła drewnianej świątyni, która teraz służy obrządkowi łacińskiemu. W Zdyni na cmentarzu łemkowskim pochowany jest święty Maksym Gorlicki (Sandowicz). Zaś po słowackiej stronie na kilku nagrobkach widzieliśmy nazwisko brzmiące jak Warhol (Warhola) pisane cyrylicą.

Społeczność łemkowska nie wyróżniała się niczym nadzwyczajnym na tle pozostałych narodowości zamieszkujących ziemie polskie. To raczej Polacy i Żydzi osiągali sukcesy na różnych polach życia i działalności. Łemkowie zmagali się z trudami życia w podkarpackich wsiach, na stokach kapryśnych gór. Pisali ikony, haftowali ręczniki, którymi potem przyozdabiadli ikonostas w cerkwi i przydrożne krzyże, wyszywali przepiękne wzory na koszulach, byli pasterzami, smolarzami, kamieniarzami itp. Ot, najzwyczajniej w świecie żyli obok nas, z nami.  Nie dajmy więc zgasnąć pamięci o nich, nie pozwólmy, by trawa zarosła nam dusze zagłuszając wrażliwość. Wszak z pamięci o tych, co byli, utkana jest nasza własna tożsamość.

Cmentarz łemkowski

Cmentarz łemkowski

Cmentarz łemkowski - samotny nagrobek

Cmentarz łemkowski – samotny nagrobek

Cmentarz Królowa

Cmentarz Królowa

Cerkiew w Kotaniu

Cerkiew w Kotaniu

Cerkiew w Bielance k/Gorlic – z cyklu: Cerkwie Beskidu Niskiego

Zwykły wpis

Drewniana, trójdzielna, z wieżą o konstrukcji słupowo-ramowej nad przedsionkiem. Z babińcem i krytym gontem dachem namiotowym nad nawą i kalenicowym nad prezbiterium. Nad każdą częścią znajdują się wieże o różnej wysokości z banistymi hałmami. Typowe łemkowskie budownictwo cerkiewne.

Ale!

Osiemnastowieczna cerkiew w Bielance kryje w swoim wnętrzu niejeden zabytek sztuki sakralnej. Cały ikonostas datowany jest na 1783 r. (tylko 10 lat starszy niż sama świątynia). Są też ikony z XVII i XVIII wieku. Jest coś w obrządku wschodnim, w wyglądzie i wystroju każdej cerkwi, co pobudza moje – w dzieciństwie utrwalone – zamiłowanie do dewocjonaliów. Wnętrze cerkwi w Bielance kipi atmosferą łemkowszczyzny – ikonostas w złoconych okowach z misternie rzeźbionymi carskimi wrotami, nadmiar ikon Świętych i malowideł o tematyce religijnej i ornamentalnej, feretrony i sztandary, świeczniki ze świecami z wosku pszczelego i drewniane oraz metalowe krzyże, żyrandole w kształcie świeczników, wyszywane ręczniki zawieszone na obrazach świętych i na krzyżach dla nadania odświętności, miękkie dywany i kobierce pod stopami. Namalowana na suficie przedsionka Matka Boża Pokrowna – rozchylająca poły płaszcza, by schronić pod nimi każdego, kto schronienia potrzebuje patronuje świątyni, która służy wiernym trzech obrządków: rzymsko- i greckokatolickiego oraz prawosławnego. Żywy ekumenizm, Słowo, które Ciałem się staje za każdym razem, gdy wierni różnych obrządków przychodzą na Eucharystię i wszyscy słyszą to samo: „A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata”.

 

Cerkiew Opieki Matki Bożej w Bielance k/Gorlic

Cerkiew Opieki Matki Bożej w Bielance k/Gorlic

 

Bielanki, choć skryta jest w górach Beskidu Niskiego tak, że jest jak u Pana Boga za piecem, nie ominął pogrom „Akcji Wisła”. Mieszkańcy zostali wywiezieni, podobnie jak stało się to z mieszkańcami obrządku greckokatolickiego i prawosławnego z innych miejscowości, oskarżonymi o pomoc bandom UPA. Z czasem wygnańcy wrócili i Bielanka była pierwszą miejscowością na Łemkowszczyźnie, przed którą postawiono (w 2009 r.) dwujęzyczne tablice drogowe z nazwą miejscowości – po polsku i łemkowsku. U Słowaków, naszych południowych sąsiadów, dwujęzyczne nazwy miejscowości na Łemkowszczyźnie to norma, u nas wciąż egzotyka.

 

Bielanka

Bielanka

Tuż przy cerkwi, jak to przy cerkwi, znajduje się cmentarz, na którym, równie zgodnie jak przed stołem Pańskim stoją, spoczywają wierni trzech obrządków. Jakkolwiek groteskowo to zabrzmi, ale po cmenatrzu widać, że miejscowość żyje. W innych miejscowościach Łemkowszczyzny cmentarze goją historyczne rany zadane przed dziesiątkami lat. Kamienne czy metalowe krzyże chylą się coraz bardziej ku ziemi, niektóre rozsypuje czas, więc powierzchnię cmenatrza znaczą już tylko niewielkie fałdy i nierówności po niegdysiejszych kurhanach (najwymowniejszymi w przemijanie czasu cmenatrzami łemkowskimi są cmentarze w Łabowej i Królowej Górnej, zwanej kiedyś Ruską). Gdzieś pojawia się zaledwie nowoczesna granitowa tablica postawiona w hołdzie przodkom przez przyjezdnych synów i wnuków. Na cmenatrzu w Bielance jest zupełnie inaczej; więcej na nim nowych grobów niż starych. Tuż za ogrodzeniem pasą się krowy. Mielą w swych krowich mordach zielną strawę i nie obchodzi ich nic, prócz dokuczliwych bąków i gzów, więc machają ogonami, by się od nich opędzić.

Mieszkańcy każdej łemkowskiej wsi trudnili się czym innym, stosownie do bogactw naturalnych i własnych zdolności i umiejętności. Choć te ostatnie doskonalili zapewne w zależności od potrzeb. Toteż historyczni mieszkańcy Bielanki trudnili się wyrobem dziegciu i mazi. Byli więc dziegciarzami i maziarzami. Bielankę również, jak inne wsie i miejscowości Łemkowszczyzny, lokowano najpierw na prawie magdeburskim (źródła podają, że za czasów Wielkiego króla Kazimierza), a później, po wyludnieniu, lokowano ponownie. I tym razem na prawie wołoskim…

Gdyby tak, zobaczywszy cerkiew z zewnątrz, pomyśleć: cerkiew jak każda inna, żadna rewelacja – ot typowa świątynia łemkowska schowana w Beskidzie Niskim, i pojechać dalej, to straciłoby się całą poezję zapisaną w drewnianych balach i baniach, na których zwieszają się chmury, tak umiłowanych przez Harasymowicza i jemu podobnych.

W Beskidzie

Obrazek
W Beskidzie

 

Beskid Niski_Jaworzyna_1.05 (85)aa

W Beskidzie

 

Po wycince lasu przeprowadzonej przez służby nadleśnictwa ludzie mogą sobie zabrać pozostawione gałęzie. Ktoś załadował na przyczepę sporą ich ilość. Miałam jednoznaczne skojarzenie – z takich gałęzi można zbudować wspaniały szałas. Może ci, którzy zbierają i wywożą gałęzie drzew iglastych wykorzystują je do rozpałki? Nie wiem. W tamtym miejscu ten obrazek miał zupełnie inną wymowę. Na prawo, tuż za polną drogą, tkwi na polanie miejsce po byłej łemkowskiej sadybie. Dzisiaj już tylko trawy się chylą w ukłonach w stronę byłych gospodarzy, których przeszło tam wiele pokoleń. A naczepa wozu z wystającym dyszlem, przygotowana do podróży, której nie może rozpocząć, bo nie ma konia,  jakże wymowna w swym osieroceniu, również darmo czeka na gospodarza, który już nigdy nie przyjdzie. Nie ma gospodarza Rusnaka, nie ma konia, nie ma domu… Jest czas, las i droga, które leczą własne rany.